K jak Kraków. K jak Kultura.
2
3
4
Siła miłości…

Czterdzieści tysięcy innych imion, które miały zniknąć – recenzja warszawskiego Koncertu Pamięci Ofiar Obozu w Ravensbrück „Siła Miłości” 2018

 

Grażyna, Halina, Teresa, Zofia, Maria. I czterdzieści tysięcy innych imion, które miały zniknąć. Z powierzchni ziemi, z ludzkiej pamięci, a nade wszystko z ewidencji obozu w Ravensbrueck, największego w czasie drugiej wojny światowej miejsca cierpienia i zagłady polskich kobiet i dziewcząt. 
Pięć imion mówi w imieniu pozostałych: o wspólnej im wszystkim bezradności, tęsknocie, bólu, zmęczeniu, strachu. O samotności. Ale także o nadziei, wierze w Boga i ludzi, i o rozpaczliwych próbach ocalenia życia, godności, czystości serca.
Koncert "Siła miłości" przygotowany przez krakowskie stowarzyszenie Prawy Brzeg i Piwnicę Świętego Norberta pozwala zabrzmieć w przestrzeni muzyki słowom tych pięciu kobiet – poetek, które w warunkach obozowego piekła szukały w sztuce ocalenia przed złem. Wiersze i pieśni do słów Grażyny Chrostowskiej, Teresy Bromowicz, Zofii Górskiej-Romanowicz, Haliny Golczowej, Marii Rutkowskiej-Kurcyuszowej są bardzo różne – jedne są krzykiem rozpaczy, inne szeptem lirycznego wyznania, mają jednak coś bardzo wspólnego: tragizm losu ich autorek opowiedziany jest w sposób ogołocony z wszelkiego patosu, bez najmniejszych prób epatowania grozą, prostymi słowami, w których jednak tę grozę czuje się tym mocniej, im bardziej kryje się ona za poetyckimi obrazami. Bo jest w tych wierszach wiele obrazów – jakby poetki z Ravensbrueck pisząc je zamykały na chwilę oczy, by przypomnieć sobie miejsca, za którymi tęsknią albo drobiazgowo opisywanym widokiem przesłonić to, co się za nim kryje, a na co rozpaczliwie, do bólu nie chcą patrzeć. 
Koncert "Siła miłości" to nie tylko słowa. Ułożony i wyreżyserowany z niezwykłą precyzją i kunsztem przez Andrzeja Roga, ma także drugiego twórcę – kierownika muzycznego i autora części kompozycji, Stefana Błaszczyńskiego. Muzyka w tym koncercie wiernie towarzyszy poezji, pomaga tworzyć obrazy i nastroje, pozwala uniknąć dosłowności. Jest tam, gdzie słowu można dodać barwy, gdzie jej obecność 
Bez niej to niesłychanie trudne zadanie, jakie wzięli na siebie artyści obu stowarzyszeń nigdy nie mogłoby się powieść. Bo jak słowami, nawet najbardziej trafnymi, opowiedzieć to, co wymyka się wszelkiej narracji?
Koncert "Siła miłości" prezentowany jest już od siedmiu lat, co roku o podobnej porze – zawsze blisko rocznicy wyzwolenia obozu w Ravensbrueck. W tym roku można było go zobaczyć dwa razy, w krakowskim Centrum Sztuki i Techniki Japońskiej Manggha w Krakowie i w Warszawie, w kościele św. Jakuba na Ochocie. Co roku biorą w nim udział także goście honorowi – byłe więźniarki obozu w Ravensbrueck. W tym roku w Warszawie zaszczyciły nas swoją obecnością Zofia Pociłowska-Kann i Wojciecha Zeiske, a w Krakowie Kamila Syczowa i Wanda Półtawska, której nazwisko nie bez powodu wymieniam jako puentę tej recenzji. Albowiem do pięciu imion, pięciu głosów, które mówią za czterdzieści tysięcy innych, trzeba dodać jeszcze szóste: Wanda. 
Wanda Wojtasik, dziś profesor Wanda Półtawska, znana z tysiącznych aktywności na rzecz obrony życia i ludzkiej godności, autorka obozowych wspomnień, wydanych pod tytułem "I boję się snów" – nie będzie żadną niedyskrecją jeśli powiem, że jest dla koncertu "Siła miłości" inspiratorką i szczególną patronką. I jej słowa także rozbrzmiewają ze sceny jako przesłanie tych, które poznały i doświadczyły, do tych, których obowiązkiem jest pamiętać.

 

Koncert Pamięci Ofiar Obozu w Ravensbück "Siła Miłości"

Warszawa 2018

Autorką recenzji jest Alicja Górny